#myFIRST7jobs

Nie biorę udziału w internetowych łańcuszkach. Nie wylewałam sobie zimnej wody na głowę (Ice Bucket Challenge, co to jest? – odsyłam na Wittaminy), nie śledziłam też zagranicznych internetów w poszukiwaniu #WakeUpCall. Z pierwszymi siedmioma pracami stało się zupełnie inaczej. To niezły ubaw czytać co inni, np. blogerzy z tzw. pozycją;), robili zanim zawojowali blogosferę. To także fajna podróż w czasie do swoich totalnych początków. Pomijając zbieranie porzeczek u Rodziców w ogródku za 20 zł za krzak pierwsza praca pojawiła się na studiach i wtedy myślałam, że wykupię cały H&M, całą Zarę, ba! cały Stary Browar;) Oczywiście starczyło na dwa łupy z wyprzedaży, ale co się nadelektowałam swoją kasą w portfelu, to moje:)

1. Ankieter/ akwizytor

Chyba po drugim roku studiów. Byłam na socjologii, a co może robić student socjologii w czasie wakacji? Ankiety! Byłam wtedy u Rodziców, pomyślałam, że spożytkuję ten czas na pracę. Godne pochwały;). Zgłosiłam się. Ankiety miały być na temat zdrowia, a praca polegała na jeżdżeniu po okolicznych wsiach i wioskach, pukaniu do domów i proponowaniu ankiety na temat zdrowia. Pierwszego dnia pojechałam jako asystent i obserwator. Niestety od razu musiałam zainwestować parę złotych w pekaes, żeby dotrzeć do moich respondentów. Szybko okazało się, że za ankietą dotyczącą zdrowia kryje się sprzedaż wszystkorobiącej i wszystkoleczącej poduszki – od żylaków przez rwy kulszowe po trądzik. Jako, że nie lubię się poddawać tak od razu, drugiego dnia postanowiłam stawić się u swego nowego pracodawcy. Znowu zainwestowałam parę złotych w pekaes i pojechałam. Ludzie, co ja tam przeżyłam… Wyciskające łzy rozmowy o bolących nogach, biedzie i samotności, po szczucie mnie psami i gonienie z widłami. Serio. A wszystko dzięki tej cudownej poduszce, którą pokazałam może ze trzy razy, bo więcej nie miałam serca wciskać tego kitu schorowanym emerytom. Przyjechałam, oddałam to cudo i powiedziałam sobie, że nigdy więcej.

2. “Popcorn i colę?”

A może tacos z sosem w zestawie dla dwojga? Taaaaak, pracowałam na barze w kinie. Cinema City. Byłam niesamowicie podekscytowana, bo to duża firma jest, bo mogłam zobaczyć jak kino wygląda od tej drugiej strony, bo wszędzie świeciły  te piękne kolorowe neony:)))) Wiecie, pierwsza praca w tak zwanej normalnej firmie. 6,50 zł za godzinę. Szał! Wytrzymałam tam miesiąc. Co mnie wykończyło? Mycie popcornic, czyli tych wielkich szklanych pojemników na popcorn, śmierdzących niesamowicie i tłustych jeszcze bardziej, nocne powroty do domu (tylko wtedy nosiłam w torebce gaz pieprzowy!;), stanie cały dzień na nogach oraz stanie cały dzień na nogach i obsługiwanie Klientów w pewną sobotę, kiedy to przyszłam do pracy po pewnej piątkowej imprezie. Głowa bliska eksplozji z bólu, a nogi same się rozjeżdżały. No cóż, moja wina, ale… i tak nie lubiłam tej pracy;)

3. Święty Mikołaj w agencji reklamowej

Spełnienie marzeń. Praca w agencji reklamowej. Przebywanie na jednej przestrzeni z osobami kreatywnymi. Ach i och:) I mimo, że moje zadanie ograniczało się do pakowania paczek i tak byłam przeszczęśliwa. Był okres przedświąteczny i agencja robiła wysyłkę upominków do swoich Klientów. Razem z kumplem utknęliśmy ostatecznie w garażu między górami pudełek, workami styropianu i zgrzewkami śniegu w spray. Jingle bells, jingle bells… 😀

4. Amerykańskie marzenie

Najbardziej szalony, najlepszy, najbardziej emocjonalny i emocjonujący czas w moim życiu studenckim. Wyjazd do Stanów na work&travel był absolutnym everestem wśród moich ówczesnych marzeń i spełnił się:). Wszystko było tam idealne. Ludzie, Colorado, Wielki Kanion, LA, San Francisco, niedźwiedzie, highways, pickupy i ten amerykański luz i uśmiech. 3 miesiące pracy jako tzw. housekeeper, czyli Pani Sprzątająca w górskim resorcie w stanie Dr Queen:) Później 3 tygodniowy trip do Kalifornii. Wszystkim studentom polecam. To po prostu trzeba zrobić. To najlepsza szkoła angielskiego, zaradności, odnajdywania się wśród nowych ludzi, zdobywania nowych przyjaźni. Dla mnie była to też szkoła uczuć;). Po romantycznym związku z poznanym tam chłopakiem, wróciłam do Polski sama. Rozstaliśmy się wiedząc, że to nie ma sensu, ani przyszłości. Na miejscu jednak okazało się, że moja miłość była tam ze mną, czyli pewien student, który był kucharzem w resorcie. W Stanach śmialiśmy się, że po powrocie z tęsknty za polską kuchnią pójdziemy do mleczaka na leniwe. Kilka razy poszliśmy na leniwe i tak już zostało:)

myfirst7jobs

5. Podsłuchiwanie tajemniczych klientów

Pierwsza praca zdalna i typowa dla studentów. Znana czeskoniemiecka marka samochodowa badała za pomoca tajemniczych klientów stan obsługi w swoich salonach. A my badaliśmy tajemniczych klientów. A dokładnie odsłuchiwaliśmy zrealizowane przez nich nagrania wg scenariusza. Wyjątkowo żmudna praca. Podobny poziom co robienie transkrypcji. Najdziwniejszy moment – kiedy tajemniczy klient nie wyłaczył swojego dyktafonu i poszedł do toalety. Kurtyna:D

6. Pani Fotograf

Zdecydowanie najprzyjemniejsza praca z wyżej wymienionych. Fotografia to moje małe hobby, które znacznie podupadło po pojawieniu się Tunia. Ale był moment, kiedy fotografowałam bardzo dużo, poszłam nawet na kurs, przeczytałam kilka książek, z powodzeniem wzięłam udział w dwóch konkursach fotograficznych. Gdybym tylko miała jakikolwiek najmniejszy nawet lokalik, zakupiłabym niezbędny sprzęt i otworzyła swoje studio. Uwielbiałam tą twórczą niepewność, ekscytację czy podołam zadaniu, czy moje zdjęcie zachwyci kogokolwiek. Fotografowałam głównie dla siebie, ale były również epizody fotografowania za pieniądze. Dokładnie trzy. Sesja modowa dla pracowni krawieckiej, sesja produktowa (solary słoneczne;) oraz sesja modow0-produktowa, czyli maluszek w śpioszkach – praca dla zaprzyjaźnionego sklepu internetowego. Oczywiście najmniej wdzięcznym obiektem były solary – wielkie to takie i nierozmowne:) Zrealizowałam także kilka sesji dla znajomych – narzeczeńską oraz kobiece. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do tego wrócę.

7. “Do koszyka”

Nie, nie wykładam towaru w supermarkecie. Fizycznie. Bo tak naprawdę wykładam go on-line. Od 6 lat pracuję w e-commerce, co oznacza sprzedaż internetową. Zaczęło się zupełnie przypadkowo. Pierwsza praca po studiach w dużej lokalnej firmie z branży luksusowej. A co, jak się bawić to luksusowo:). Myślałam, że będzie to tylko na chwilę, ale jak to często w życiu bywa, zostałam na znacznie dłużej.

Co będzie numerem 8? Tego nie wiem, ale mam nadzieję na rozwój w sąsiedzkich obszarach tj. marketing on-line, webwriting, social media. Między innymi z tych ciągot powstały Dwie papugi. A więc do dzieła:D

A jak to było u Was? Zostawcie w komentarzu info o Waszej najdziwniejszej pracy, jaką wykonywaliście za młodu:)

10 thoughts on “#myFIRST7jobs

  1. Tak, amerykańskie marzenie to najpiękniejsze 4 miesiące życia:) I jaki łup przywiozłam ;P. Dzięki, numer 8 wciąż czeka na swój czas.
    A jaka była Twoja najdziwniejsza/ najśmieszniejsza/ itd praca:)???

    Like

  2. Stany – mega przygoda, chciałabym kiedyś 🙂 Ja właśnie jestem na etapie szukania TEJ dorywczej pracy, ale jeszcze muszę zgadnąć co się pod tym kryje:P

    Like

  3. Stany polecam każdemu na studiach. Rewelacyjna przygoda. Żałuję, że pojechałam dopiero po 3 roku, bo gdybym pojechała wcześniej to pewnie nie skończyło by się na jednej podróży:) A teraz marzę o powrocie jako turystka:)

    a Ty jaką pracę wspominasz z łezką w oku:)?

    Like

  4. Najdziwniejsza praca? Dwudniowa “fucha” jako.. butelka żelu pod prysznic w drogerii 😉

    PS> bardzo fajny wpis – naprawde się wciagnełam!

    Like

  5. Ciekawe zajęcia miałaś. Zazdroszczę wyjazdu do USA. Ja miałam mały epizod prac w Londynie (bardzo miło go wspominam 🙂 ). Moja pierwsza praca była jeszcze na studiach dziennych- pracowałam jako kasjerka w hipermarkecie- cieszyłam się, bo zawsze były dodatkowe środki na własne wydatki 🙂 Trzymam kciuki za punkt 8 🙂 Choć ciekawą przygodę masz również z fotografią, myślę, że można to fajnie wykorzystać 🙂

    Like

Leave a reply to Dusia Cancel reply